środa, 11 grudnia 2013

Prolog

W tych czasach podróżowanie samemu jest niebezpieczne. Na drodze czyhają bandyci i nie wiadomo co jeszcze. Ame była właśnie zmuszona do takiego podróżowania. Uciekała. Uciekała z Mrocznej Gildii. Nie chciała już tam być. Powoli stawała się człowiekiem bez uczuć a nie chciała taka być. I przez nieuwagę wpadła w zasadzkę bandytów. Drgnęła nieznacznie na widok tych paskudnych twarzy i wrednych uśmiechów. "Może jednak mam szansę?" pomyślała z nadzieją, iż nie są magami. Niestety, przeliczyła się, gdyż pierwsze co zrobili to rozsadzili pokaźną górę. Ot tak, dla pokazania umiejętności. Zarejestrowała tylko błysk i głuchy grzmot, odbijający się echem w dolinie. Od razu unieruchomili jej ręce by nie mogła użyć magii. Jeden wyjął noże z jej butów jakby wiedział, że one tam są. Zaklęła cicho.
-Puście mnie! - krzyknęła widząc nóż który niebezpiecznie zbliżał się do jej twarzy. Czuła zimnie ostrze na swojej szyi, po czym syknęła cicho, gdy poczuła lekkie nacięcie. Mężczyźni zaśmiali się pod nosem na widok przerażonego wzroku dziewczyny. Odsunęli nóż od gardła i rozdarli kawałek jej bluzki, odsłaniając miejsce, gdzie znajdowało się jej serce. Przełknęła bezgłośnie ślinę.
- Pamiętasz nas? - zadrwił jeden, nachylając się nad nią. - Ty i twoja pieprzona gildia zamordowaliście całe nasze miasteczko. Wszyscy ginęli jak psy, przez ciebie. - warknął, szykując się do ostatecznego ciosu. Pamiętała. Aż za dobrze pamiętała. Była wkurzona że dała im uciec. 
- Jak mnie poznaliście?  - spytała lekko zdezorientowana.  Jeden zbliżył się niebezpiecznie do niej i kopnął ją w twarz.
- Zanim cię zabijemy, chcemy, byś poczuła ból - rzucili ją na ziemię i zaczęli kopać. Czuła to upokorzenie. W głębi serca myślała, że jej się to należy. Jej nadzieja na ratunek stawała się coraz mniejsza.       
 - Zabijcie mnie! - krzyknęła desperacko ostatkiem sił. 
- Jak sobie życzysz, królewno - zadrwił z niej ostatni raz. Dziewczyna splunęła krwią, patrząc na nich błagalnym wzrokiem. Mężczyzna podniósł nóż i naładował go magią błyskawic. Kolejna łza spłynęła bezwładnie, zostawiając mokry ślad na policzku. Zamachnął się, by wykonać ostateczny cios i pozbyć się tego pomiotu zła. Nagle znieruchomiał. Zalał się falą dreszczy, po czym upadł na ziemię i zaniósł się niekontrolowanym rykiem. Pozostali oprawcy odwrócili się gwałtownie, słysząc szyderczy śmiech. Różowo włosa nie rozumiała zbytnio co się dzieje. "Ktoś przyszedł mnie uratować?" - myślała. "Albo gorzej to armia i chcą mnie pojmać!". Nie wiedziała co o tym myśleć. Znów usłyszała przeszywający śmiech.
- Odsuńcie się od niej - powiedziała owa, tajemnicza postać. - Już.
Kąciki warg Ame nieznacznie się uniosły. Jest uratowana, bo nawet jeśli to armia, nie zginie. Delikatnie podniosła głowę, by zobaczyć swoją wybawicielkę. Dziewczyna byłą niewiele starsza. Długie, białe włosy bezwładnie opadały na jej jasną twarz. Hipnotyzujące, brązowe oczy patrzyły na jej oprawców z wyższością i pogardą, a Ame, wydawało się, że także z troską, na nią. 
- Dziękuje - wyszeptała powoli gdy tamci ją puścili i oddali jej rzeczy. Stała teraz przed trudnym wyborem. Chciała ich zabić, ale jednocześnie coś ją powstrzymywało.       
- Dlaczego mnie uratowałaś? - spytała powoli i jeszcze ciszej.  Zignorowała jej pytanie, zbliżając się do niej. Położyła rękę na czole różowowłosej.
- Bardzo boli? - zapytała, spoglądając na obszerne rany, z których powoli sączyła się krew.
- Przeżyję. - powiedziała, próbując wstać, jednak potworny ból w klatce piersiowej przeszkodził jej w tym. Syknęła cicho, po czym splunęła czerwoną mazią.
- Dasz radę iść? - zapytała białowłosa, choć znała odpowiedź. Ame nie odpowiedziała. Z trudem wstała i zrobiła jeden krok. Zachwiała się i prawie by upadła gdyby nie druga dziewczyna. 
- Pomogę ci - podtrzymała ją.
- Naprawdę nie trzeba - powiedziała nieśmiało ale była wdzięczna.
 Dziewczyna wyszeptała zaklęcie, po czym ugryzła się w palec, z którego spłynęła stróżka krwi. W tym momencie wraz z kłębkiem czarnego dymu pojawił się wielki koń. Dziewczyna podeszła do niego, gładząc go po pysku. 
- Chodź, pomogę ci wsiąść. - powiedziała. Pomoc była wręcz na miejscu, gdyż koń do małych nie należał. 
Kiedy dosiadła rumaka, czuła się taka mała. Zawirowało jej w głowie gdy uświadomiła sobie, na jakiej wysokości się znalazła. Złapała się mocniej grzywy konia, mrużąc lekko oczy.
- Nie bój się. - powiedziała nieznajoma.
Łatwo powiedzieć - trudno zrobić. W sumie to zawsze czuła się mała. Najniższa ze wszystkich, ale za to jedna z silniejszych. To dlaczego nie mogła pokonać tamtych bandytów? Dlaczego przyjmowała pomoc? To nie było w jej stylu.
Milczała. Nie lubiła mówić.
- Jak ci na imię? - spytała białowłosa. 
- A..ame - wyjąkała. Była człowiekiem nieśmiałym i bardzo niepewnym.
- Judith. - powiedziała towarzyszka różowowłosej, patrząc obojętnym wzrokiem w dal.
I tak im się rozmowa urwała. Chciała zadać wybawczyni tyle pytań ale coś ją powstrzymywało. Tchórzostwo. Co chwilę zerkała na białowłosa.
Po pewnym czasie dotarły do małej wioski. Ame czuła się już lepiej. Judith pomogła jej zsiąść z rumaka. Stanęła chwiejnie na nogach, kołysząc się w różne strony. W głowie jej wirowało, miała wrażenie, że zaraz upadnie. Ale od kiedy jest taka delikatna, słaba? Złapała się za głowę z nadzieją, że ten okropny ból minie.
Ale nie minął. Wręcz przeciwnie nasilił się jeszcze bardziej. Nie wiedziała co się z nią działo. Nic nie rozumiała. Zupełnie. 
- Dlaczego mi pomagasz?! - krzyknęła. Zawsze gdy coś ją bolało wpadała w furie. Nie potrafiła się opanować. Tak jak teraz.
-Wolałabyś zginąć? - zapytała z sarkazmem białowłosa. - Po prostu zrobiłam drobną przysługę i tyle. - warknęła cicho, po czym delikatnie przeczesała dłonią włosy. - Opatrzę ci rany i znikne, skoro moja obecność cię irytuje. - powiedziała groźnie.
- Dlaczego uważasz, że mnie to irytuje?! Co z tego, że uratowała mnie osoba, której nie znam i nie wiem dlaczego to zrobiła?! Chyba mogę zapytać, prawda?! - zaczęła się pieklić. Ignorując ból głowy podeszła do niej i uniosła głowę patrząc jej w oczy. Znowu była niższa.- Chcę po prostu czegoś się o tobie dowiedzieć!
- Przecież wiesz, że jestem Judith. Coś ci jeszcze jest potrzebne do szczęścia? - Jesteś magiem? Do jakiej gildii należysz?! Dlaczego mnie uratowałaś?! - piekliła się. 
 - Jestem, do żadnej, bo mogłam. Wystarczy? 
- Nie! - sapnęła, a w jej głowie zawirowało. Obraz stał się rozmazany, czuła jak jej wola wyparowuje i zaraz straci przytomność. Zamrugała jeszcze kilka razy, po czym opadła bezwładnie na ziemię.
Obudziła się.... w ciemnym pokoju. Obok stała taca z wodą. Ame rozglądnęła się po pomieszczeniu. Nie, żeby cokolwiek widziała, ale było dobrze. Lubiła ciemności. Położyła się i zamknęła oczy. Ból już ustał, więc mogła się zrelaksować.
Nagle usłyszała kroki. Zerwała się i odsunęła od drzwi. Stała przed nią ta dziewczyna, której zawdzięcza życie. Dzisiaj była jakaś uśmiechnięta. Przymknęła lekko oczy z powodu bezlitosnych promieni słonecznych, wdzierających się do pomieszczenia. 
 - A-arigato.. - szepnęła lekko speszona różowo włosa. Biało włosa uśmiechnęła się lekko, po czym przysiadła obok niej na łóżku.
- Dlaczego tamci bandyci się zaatakowali? - spytała ciekawa. Farbowana zamilkła. Nie chciała o tym mówić. 
- Chcieli... pieniędzy - wyszeptała.
- Aa.. - szepnęła, jakoś niezbyt jej uwierzyła. - Powiedz prawdę. 
- To jest prawda. - dalej była nieugięta, miała nadzieje, że jest przekonująca. - Dlaczego miałabym cię kłamać? - no właśnie, dlaczego? Takie pytanie pojawiło się w jej głowie, dźwięcznie odbijające się w jej głowie.
Może dlatego, że miała nadzieję na przyjaźń? Może bala się, że jak tamta się dowie nie będzie chciała jej znać? Chciała przecież zerwać z przeszłością. Wreszcie mieć osobę której by na niej zależało.
Westchnęła cicho, poprawiając grzywkę. 
 - Nie.sądzę, byś faktycznie chciała byś się dowiedzieć.. - powiedziała ledwo słyszalnie, by zatuszować niepewność i drżenie głosu.
- A może chcę - powiedziała stanowczo. - Powiedz... Co chcesz Teraz zrobić? - spytała. 
- Chciałabym dołączyć do gildii... dokładniej do... do... Fairy Tail - te słowa niemal wyszeptała.
Spojrzała na nią z lekkim szokiem. W końcu otrzeźwiała. 
 - Dlaczego akurat Fairy Tail? - zapytała z nieskrywaną ciekawością.
- Bo... bo ta gildia jest... jest... oni walczą ze złymi ludźmi... - mówiła urywanie.
- Ja też chcę tam dołączyć - powiedziała Jud uśmiechając się.
Od Judith - siemano, yo i tak dalej. Witam was na blogu o Fairy Tail! Tak, ja i кσℓσяσωα będziemy pisać. To pisałyśmy razem... i... no... trza szablona zamówić... i rozdział będzie w sobotę. Będzie w sobotę i... będę pisać go ja... tak z grubsza to chyba tyle... ech... no... to... miłego czytania! ^ ^